Zegarki: inwestycja bardzo nietypowa

Fot. Materiały prasowe Dom Aukcyjny Sotheby's
Fot. Materiały prasowe Dom Aukcyjny Sotheby's 5
W niektórych kręgach inwestycje dzieli się na nudne (akcje, obligacje, ETF-y) i te z duszą. Do tych drugich należą kolekcjonerskie zegarki. Inwestycja w czasomierze może przy tym dać pewny i bardzo solidny zwrot, lecz trzeba poświęcić jej dużo czasu.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2017 (16)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

To, co dzieje się na górnym końcu skali, jeśli chodzi o ceny kolekcjonerskich zegarków, zapiera dech w piersi. Jednym z rekordzistów jest złoty Patek Philippe Henry Graves Supercomplication sprzedany w 2014 r. przez dom aukcyjny Sotheby’s za zawrotne 24 mln dol. Warto wspomnieć, że 15 lat wcześniej w tym samym domu aukcyjnym poszedł za 11 mln dol. Co zadecydowało o takich wycenach? Po pierwsze, uważa się, że czasomierz ten ma najbardziej skomplikowany mechanizm zegarowy na świecie. Po drugie, jest absolutnie unikalny. Pochodzi z 1933 r. i został ręcznie wykonany na zamówienie amerykańskiego bankiera Henry’ego Gravesa, a praca nad nim zajęła podobno pięć lat. 

Jeszcze wyżej wyceniany jest obecnie zegarek Breguet Grande Complication, zamówiony ponoć w 1782 r. przez kochanka Marii Antoniny, a ukończony dopiero w 1827 r. Prawie 200 lat później, w 2016 r., eksperci wycenili go na 30 mln dol. To jednak takie trochę szacowanie teoretyczne, ponieważ cacko to spoczywa bezpiecznie w muzeum. 

Są też unikalne zegarki jubilerskie, np. w całości zrobione z drogich kamieni. Jak choćby Hallucination wyprodukowany w 2014 r. przez brytyjską firmę Graff Diamonds. Jego cena to 55 mln dol., ale wynika ona głównie z wartości diamentów użytych do jego wykonania. 

Takie liczby rozpalają wyobraźnię, choć pamiętajmy, że w inwestycjach bardziej niż widowiskowość liczy się regularność. Ale i tutaj czasomierze wypadają interesująco. Według Knight Frank Wealth Report zegarki kolekcjonerskie (jako klasa aktywów współtworząca Knight Frank Luxury Investment Index) w 2015 r. poszły w górę o 5 proc. W tym samym czasie londyński FTSE 100 stracił 5 proc., a nasz WIG 20 poleciał w dół o blisko 20 proc. W ciągu pięciu lat (2010–2015) zegarki zyskały 30 proc., a w okresie 10 lat – 67 proc. FTSE wzrósł znacznie słabiej, bo, odpowiednio, o 5,8 proc. i 11 proc., a WIG w tym czasie spadł (o 32 proc. i 33 proc.). 

Tradycyjnie w kolekcjonerskie dobra luksusowe najwięcej inwestują Europejczycy, lecz w ostatnich kilkunastu latach sektorowi temu bardzo pomogła poprawa ogólnego poziomu zamożności na rynkach wschodzących. Bogaci biznesmeni z Azji czy Ameryki Południowej nie tylko szukają sposobów na bezpieczne ulokowanie pieniędzy, ale pragną też przedmiotów świadczących o ich statusie. Według Knight Frank Wealth Report w 1990 r. 200 czołowych kolekcjonerów dóbr luksusowych reprezentowało zaledwie 17 krajów. Do 2015 r. liczba państw, z których wywodzą się tacy inwestorzy, skoczyła do 36. Potencjalne skutki spowolnienia gospodarek rozwijających się mogą nasuwać obawy, że kolekcjonerów ubędzie, lecz analitycy uspokajają, iż w latach ekonomicznej niepewności bogacze jeszcze chętniej stawiają na namacalne inwestycje. 

Nietypowe aktywa

– Zegarki nie są typowym produktem inwestycyjnym – mówi Marcin Lewandowski z Wealth Solutions, firmy specjalizującej się w dostarczaniu dóbr luksusowych. – Należy je traktować głównie jako piękne, historyczne przedmioty „z duszą”, a zysk z ich odsprzedaży jako pewien bonus. Można się tu uciec do porównania z rynkiem zabytkowych samochodów: chcemy być posiadaczami unikalnego Jaguara lub Ferrari, a wzrost ich wartości traktujemy jako miły dodatek, nie licząc jednak skrupulatnie średniej rocznej stopy zwrotu. 

Lewandowski zwraca też uwagę, że na rynku zegarków nie ma klasycznych indeksów inwestycyjnych. Owszem, niektóre firmy finansowe, jak wspomniana Knight Frank czy brytyjska Coutts, śledzą trendy cenowe na aukcjach, ale nie jest to tak wiarygodne jak indeksy akcji czy obligacji. Rynek zegarków inwestycyjnych jest bowiem dużo bardziej rozproszony i mniej wewnętrznie powiązany, jest to również tzw. rynek nieregulowany. Oznacza to, że inaczej niż np. rynki papierów wartościowych, nie jest on kontrolowany i regulowany przez organy nadzoru finansowego, takie jak polska KNF, a jedynie podlega przepisom prawa. W związku z tym umowy kupna-sprzedaży nie są na nim zunifikowane i nie muszą spełniać określonych norm. Wystarczy zgoda zainteresowanych stron. Podsumowując: każdą transakcję związaną z zegarkiem jako aktywem trzeba rozpatrywać indywidualnie. 

Jeśli chodzi o fundusze specjalizujące się w inwestowaniu w czasomierze, to jest ich bardzo niewiele (w Polsce nie natrafiłem na żaden), a ponadto funkcjonują inaczej niż klasyczne fundusze działające na rynkach finansowych, m.in. właśnie dlatego, że nie podlegają takim samym jak one regulacjom. Kłopotliwa bywa też kwestia płynności. W 2010 r. sporo było szumu wokół luksemburskiego funduszu Pre­cious Time, który musiał zablokować możliwość wycofywania pieniędzy przez jego klientów, bo zwyczajnie nie był w stanie wystarczająco szybko sprzedawać zegarków. O ile bowiem na te czołowych marek zawsze znajdzie się kupiec (co oznacza, że w sytuacji kryzysowej można je upłynnić z minimalną stratą albo i bez), o tyle bardziej nietypowe oferty przyciągają tylko specyficznych kolekcjonerów. Dotarcie do nich wymaga zaś nieraz czasu. 

Żeby zobaczyć, jakie mechanizmy wchodzą tu w grę, przyjrzyjmy się „zegarkowemu” The Watch Fund stworzonemu przez Dominica Khoo, singapurskiego biznesmena. Khoo w ciągu trzech lat przyciągnął przeszło 60 inwestorów i aktywa o wartości przekraczającej 29 mln dol. Dla każdego inwestora tworzony jest portfel drogich zegarków, niekoniecznie o wysokiej wartości kolekcjonerskiej, ale np. kupionych w korzystnej cenie. Są one trzymane w skrzynkach depozytowych (klienci funduszu mają do nich dostęp, ale na ogół z tego nie korzystają, żeby niczego nie uszkodzić), a kiedy trafi się dobra okazja – sprzedawane. Uzyskane w ten sposób pieniądze (po potrąceniu należnej menedżerowi funduszu opłaty) trafiają do właściciela danego portfela albo mogą być od razu ponownie zainwestowane. 

Wartość w unikalności

Podstawowym błędem, jaki można popełnić, gdy rozważa się zakup zegarka jako inwestycję czy lokatę kapitału, jest sięgnięcie po pierwsze z brzegu cacko. Przeciętny zegarek Ulysse Nardin czy Omega jest jak dobrej klasy Volvo albo Mercedes. Parę groszy trzeba na niego mieć i nie wstyd pokazać się z nim na mieście, ale jego wartość spada, gdy tylko opuści salon. 

– Najwyższe ceny na rynku wtórnym osiągają, tak naprawdę, dwie marki: Patek Philippe i Rolex. To je należy w pierwszej kolejności brać pod uwagę, traktując zegarki inwestycyjnie – mówi Lewandowski, ale zaraz zaznacza: – Oczywiście nie dotyczy to wszystkich produktów, a jedynie wybranych modeli lub serii, które są szczególnie poszukiwane, jak np. historyczne edycje Rolex Daytona. 

Patek Philippe i Rolex są markami pierwszego wyboru ze względu na dwa czynniki: cenę i popularność. Wysokie ceny wyjściowe dają możliwość ulokowania znacznej sumy pieniędzy w zaledwie kilka czasomierzy. To istotne, ponieważ każdy wybór musi być przemyślany, a liczba unikalnych zegarków, które posiadałyby potencjał inwestycyjny, jest ograniczona. Co do drugiego czynnika, to chodzi oczywiście o popularność względną, w obrębie niedużej grupy kolekcjonerów, która jednak zapewnia większą płynność: na Roleksa czy Patek Philippe’a kupiec zawsze się znajdzie, bo są znane i modne. Większa liczba potencjalnych nabywców stwarza też możliwość podbicia ceny. Natomiast zegarki mniej znanych firm potrafią być czasem tak niszowe, że nikt (istotny z inwestycyjnego punktu widzenia) się nimi nie zainteresuje przez długie lata, albo i wcale. 

Co nie znaczy, że czasomierze innych renomowanych marek są pozbawione wartości. Stanowią po prostu mniej przewidywalną inwestycję. Wśród firm, których produkty można uwzględnić przy planowaniu zegarkowego portfela, Lewandowski wymienia m.in. Audemars Piguet, Jaeger-LeCoultre, Piaget, Cartier, Vacheron Constantin. W ostatnich latach ciekawą (i stosunkowo niedrogą przy cenie  6,5 tys. dol. za sztukę) serię limitowaną zaoferowała Omega, która z okazji igrzysk olimpijskich w Brazylii stworzyła zegarek Speedmaster Rio 2016, wyprodukowany w zaledwie 2016 egzemplarzach. W 2015 r. Audemars Piguet uczcił legendę Formuły 1, wypuszczając na rynek 221 sztuk modelu Royal Oak Concept Laptimer Michael Schumacher (221 to liczba wyścigów, w których słynny rajdowiec zdobył punkty). Ich pierwotna cena wynosiła 229 tys. dol. 

Czy da się w ogóle zainwestować w zegarek, nie wykładając już na starcie kilkudziesięciu lub kilkuset tysięcy złotych czy wręcz dolarów? Jak wyjaśnia Lewandowski, jest to możliwe, bo bardziej niszowe marki potrafią mieć walor inwestycyjny, jeśli zostały zbudowane wokół czytelnego i oryginalnego pomysłu. – Ogólnie na wzrost wartości mogą liczyć zegarki, które się czymś wyróżniają: zastosowanymi komplikacjami, okolicznościami wydania danej edycji lub np. osobą wcześniejszego posiadacza – tłumaczy. 

Skądinąd nieraz bardzo trudno przewidzieć, czym zainteresują się kolekcjonerzy. Weźmy plastikowe zegarki Swatcha, które można kupić za 200–300 zł, czyli za mniej niż 100 dol. Jak donosi Bloomberg, w 2015 r. w hongkońskim oddziale Sotheby’s budowana przez lata kolekcja 5,8 tys. takich czasomierzy została sprzedana za 6 mln dol. To daje ponad 1 tys. dol. za sztukę, a więc, powiedzmy, powyżej 1000 proc. zwrotu z inwestycji (przy aktualnych cenach). Pierwsze modele Swatcha sprzedają się całkiem drogo także pojedynczo. Holenderska firma Squiggly specjalizuje się w handlu zegarkami tej marki w wydaniu vintage. Oryginalne Swatche z 1983 r. można tam kupić nawet za kilka tysięcy dolarów. 


Jeśli chcesz inwestować w zegarki

1. Zrób research

Zanim zdecydujesz się na zakup danego zegarka, upewnij się, że ma on cechy, które mogą zadecydować o przyszłym wzroście jego ceny. Sprawdź zatem, do kogo wcześniej należał, czy jest zabytkowy, czy pochodzi z limitowanej serii, ma skomplikowany mechanizm albo unikalne elementy wykończenia. Poproś kontrahenta o papiery potwierdzające autentyczność zegarka lub zasięgnij w tej kwestii rady eksperta. 

Choć to ostatnie nie będzie łatwe, gdyż nie ma w Polsce zbyt wielu ekspertów, z których pomocy można by skorzystać. Doradcy inwestycyjni z sektora bankowości prywatnej (private banking), zwłaszcza pracujący dla dużych banków, jak PKO Bank Polski, ING czy Alior, bardzo rzadko zajmują się zegarkami. Są dla nich zbyt niszowe (wolą obrazy albo wina). Jeśli już, fachową pomoc można próbować uzyskać w mniejszych firmach doradczych specjalizujących się w dobrach luksusowych. Pomocni bywają też antykwariusze (niektórzy zajmują się wyłącznie zegarkami vintage) i zegarmistrzowie. 

2. Zwracaj uwagę na dokumentację

Poważni kolekcjonerzy prowadzą książeczki serwisowe zegarków, starają się też zachowywać oryginalne opakowania, dowody zakupu, karty gwarancyjne. Pamiętaj o tym, będąc w roli zarówno sprzedawcy, jak i nabywcy. 

3. Znajdź dobrego zegarmistrza

Zabytkowy czy rzadki zegarek naprawiany z wykorzystaniem byle jakich, nieoryginalnych części, bardzo traci na wartości. Dobrze mieć pod ręką fachowca, który nie pójdzie na łatwiznę, gdy dostanie od ciebie zlecenie, i, co nawet ważniejsze, niczego nie zepsuje. Porządny specjalista może też pomóc w ocenie stanu danego czasomierza i jego autentyczności. 

4. Zrób z tego hobby

Jeżeli chcesz po prostu lokować gdzieś pieniądze i już o nich nie myśleć, zapomnij o zegarkach. Na tym rynku dobre inwestycje to w dużej mierze kwestia indywidualnego wyczucia i wiedzy. Te można uzyskać, buszując po forach, czytając katalogi producentów, bywając na aukcjach i spotykając innych hobbystów. 


Po jakim czasie sprzedać zegarek?

Na to pytanie trudno odpowiedzieć. Ponieważ zegarki to przedmioty kolekcjonerskie, sprzedawane zazwyczaj pojedynczo, nieraz na zamkniętych aukcjach, nie sposób w ich przypadku mówić o trendach czy cyklach. Jeżeli trafi się na okazję, czasomierz można sprzedać z zyskiem nawet po kilku dniach. Praktyka pokazuje, że zegarek dobrej marki, który już raz zaczął zyskiwać na wartości, z czasem będzie się stawał tylko cenniejszy. Na ogół lepiej kupić zegarek stary, przynajmniej 10- czy 20-letni. Nowe zegarki, po których możemy się spodziewać w miarę szybkiego wzrostu wartości, to te z edycji kolekcjonerskich. Tutaj wiele zależy od tego, ile sztuk liczy dana edycja i jak szybko się rozejdzie. W przypadku wiodących marek, jak Rolex, Patek Philippe czy Audemars Piguet, wartość zaczyna rosnąć właściwie od chwili zakupu. Z kolei cacka Omegi czy Ulisee Nardin, nawet produkowane w ograniczonych seriach, zazwyczaj potrzebują dwóch, trzech, czasem pięciu lat, by stać się gratką dla kolekcjonerów. 

Odrębny przypadek to zegarki czysto jubilerskie, o których cenie decydują użyte do ich stworzenia metale szlachetne czy drogie kamienie. Zainwestowawszy w taki czasomierz, warto śledzić sytuację na rynkach surowcowych. Te cacka, w odróżnieniu od klasycznych zegarków kolekcjonerskich, przeważnie nie są bowiem odporne na zawirowania światowej gospodarki. 


Helena Palej, menedżer PR firmy Apart

Na wartość zegarka wpływa szereg czynników, jednym z kluczowych jest jego marka, to czy pochodzi on z renomowanej manufaktury, najczęściej szwajcarskiej, jaki ma mechanizm, komplikacje, czy wykonany jest ze szlachetnych kruszców, jaka jest dekoracja tarczy itp. Damskie zegarki biżuteryjne często ozdobione są cennymi kamieniami szlachetnymi, szczególnie diamentami. Również męskie czasomierze bywają ozdobne, wykonane ze złota i wysadzane diamentami; takie kolekcje cieszą się powodzeniem np. w krajach arabskich. Zegarek z manufaktury z tradycjami już sam w sobie jest dobrą lokatą kapitału, podobnie jak szlachetna biżuteria. Jeśli myślimy o długoterminowej inwestycji, warto rozejrzeć się za limitowaną edycją zegarka. Po latach modele z takich edycji osiągają nieraz bardzo wysokie ceny, zwłaszcza te z naprawdę krótkich serii. Najdroższym czasomierzem świata, który w listopadzie został sprzedany na aukcji za ponad 11 mln dol., przy wywoławczej cenie 3 mln, jest stalowy zegarek firmy Patek Philippe z chronografem i wiecznym kalendarzem – od 1941 r. wyprodukowano go tylko w czterech egzemplarzach. Tu spotkały się najwyższy prestiż i skrajna unikalność. 

W naszej firmie proponujemy m.in. dzieła tak znakomitych manufaktur, jak Vacheron Constantin, Jaeger- -LeCoultre, A. Lange & Sohne czy Zenith. To najwyższa światowa półka, te marki przetrwały próbę czasu. Historia Vacheron Constantin sięga 1755 r.! Ceny modeli współcześnie produkowanych zaczynają się od ok. 60 tys. zł, a górnej granicy w zasadzie nie ma, zwłaszcza w przypadku limitowanych egzemplarzy. Każdy model takiego zegarka traktowany jest jak dzieło sztuki, w całości wykonywany jest ręcznie. 

My Company Polska wydanie 1/2017 (16)

Więcej możesz przeczytać w 1/2017 (16) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie