Jak fundusze VC zmienią polską gospodarkę

Fot. Filip Miller
Fot. Filip Miller 88
Misją PFR Ventures jest rozbudowa w trzy do pięciu lat profesjonalnego rynku venture capital w Polsce. Jeśli to się uda, rynek ten będzie dostarczał coraz więcej pieniędzy na innowacyjne startupy, i będą to „inteligentne pieniądze”, także prywatne – mówi Monika Morali-Majkut, niezależny ekspert i przewodnicząca Komitetu Inwestycyjnego PFR Ventures, w rozmowie z Dorotą Goliszewską i Alicją Hendler.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2018 (28)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Jak pani ocenia warunki do zbudowania u nas rynku venture capital? 

Na rynku przybywa zespołów z doświadczeniem w inwestycjach typu venture, czyli na wczesnym etapie rozwoju firmy. Tworzą je inwestorzy z dużą wiedzą i doświadczeniem w budowie startupów. Przybywa też kapitału. Ale wiele jest jeszcze do zrobienia. W ostatniej dekadzie podwoiła się liczba inkubatorów i akceleratorów w Polsce, zwiększyła się liczba centrów badawczych międzynarodowych korporacji. Mimo to polska gospodarka wciąż wykazuje względnie niski poziom innowacyjności. Paradoksalnie, choć w rankingach przedsiębiorczości plasujemy się wysoko, nie przekłada się to na tworzenie innowacyjnych firm. W zestawieniu Global Innovation Index z 2016 r. Polska zajęła dopiero 39. miejsce, a jeśli chodzi o miarę innowacyjności, na 100 punktów dostała tylko 40. O wiele mniejsze Czechy znalazły się kilkanaście pozycji wyżej, z 50 punktami. Inne statystyki pokazują np., że udział produktów wysokiej technologii w czeskim eksporcie jest dwa razy większy niż u nas – nad Wisłą jest to ledwie 8 proc. Na pytanie, czy jako gospodarka, wytwarzamy produkty na bazie wysokich technologii na rynek globalny, odpowiedź brzmi: w niewielkim stopniu. 

Często mylimy projekty innowacyjne z wynalazkami. Tymczasem „innovation” to nie to samo co „invention”. Innowacje wynikają nie tylko z badań podstawowych nad nowoczesnymi technologiami w uniwersyteckich laboratoriach, czy z kosztownych projektów typu B+R w dużych czy małych firmach. Mnóstwo innowacji powstaje w oparciu o istniejące już technologie czy materiały, ba – innowacje to też ulepszanie istniejących produktów i usług. Są to innowacje biznesowe – produktowe, usługowe, etc. Chociażby Facebook, który był początkowo przede wszystkim innowacją biznesową – student wykorzystał istniejącą wiedzę IT, aby stworzyć zupełnie nowy produkt. I między innymi w tym Polska mogłaby być dobra. Kiedy rozmawiam z funduszami venture capital na świecie, niektóre dziwią się, że tak rzadko spotykają polskie startupy. Mamy przecież fantastyczne zaplecze kompetencyjne w IT, polscy programiści pracują nad nowoczesnymi rozwiązaniami dla spółek z Europy Zachodniej, czy USA. Potrzebujemy, by spośród nich wyłonili się tzw. founderzy, czyli założyciele firm technologicznych, którzy mają nie tylko wiedzę specjalistyczną, umiejętności techniczne, zrozumienie, czy zdolność tworzenia technologii, ale również wizję i pomysł na produkt, na rynek, na model biznesowy: jak to skomercjalizować, jaki produkt jak sprzedać, by odnieść rynkowy sukces. Najlepiej globalny.

Czy można temu zaradzić? 

To długofalowy proces. Na poziomie czysto ludzkim konieczna jest interdyscyplinarność myślenia. W krajach rozwiniętych systemy edukacyjne coraz bardziej się na tym koncentrują. Przykładem jest Finlandia, która w wielu szkołach zupełnie zrezygnowała z podziału na przedmioty. Tam duża część edukacji opiera się na interdyscyplinarnych projektach premiujących pracę zespołową. Także nad sukcesem każdego produktu opartego na wysokiej technologii na świecie pracuje interdyscyplinarny zespół. Zespół, który ma wyobraźnię i potrafi połączyć wiedzę technologiczną z wiedzą rynkową, z zakresu zarządzania i rozwoju firm, motywowania ludzi i komunikacji. W biznesie coraz częściej można spotkać humanistów, matematyków, fizyków. Założyciel Facebooka studiował informatykę i psychologię, prezes LinkedIn – filozofię, Elon Musk, założyciel firmy Tesla – fizykę i ekonomię. 

Ale sam człowiek nie wystarczy. Żeby startupy miały szansę, ważne jest też wsparcie całego ekosystemu.  Trzeba zbudować most między uczelniami a biznesem i kapitałem, a także zbudować system faktycznego wsparcia pomysłodawców od samego początku rozwoju ich produktów i firm: poprzez mentoring, inkubację pomysłów, akcelerację ich młodego biznesu, wreszcie pomoc w jego rozwoju. Swoją dużą rolę w tworzeniu takiego ekosystemu widzą m.in. instytucje z Grupy Polskiego Funduszu Rozwoju: od wsparcia pomysłodawców w programie Dobry Pomysł, poprzez akcelerację startupów w projekcie akceleracyjnym Scale-Up, po wspieranie ekspansji zagranicznej firm. Ogromną rolę do odegrania ma PFR Ventures, budując rynek venture capital w Polsce. Za sukcesem Doliny Krzemowej w USA stoi m.in. dobrze funkcjonujący rynek venture capital. Polskie startupy i technologie takiego rynku też bardzo potrzebują.

No i jeszcze trzeba się umieć odnaleźć na rynku  globalnym...

Tak, zwłaszcza że polski rynek bywa dla innowacyjnych produktów za mały. Na rynkach rozwiniętych istnieje szeroki segment tzw. early adopters – to ludzie,  którzy jako pierwsi wyszukują i kupują nowinki techniczne, pozwalając w ten sposób na ich wczesne, masowe testowanie na rynku. U nas takich osób jest bardzo niewiele. My raczej podążamy za rynkami bardziej rozwiniętymi, w związku z czym naprawdę innowacyjny produkt trudniej jest u nas wprowadzić. Dotychczas za mało też było inteligentnego kapitału, a często i know how, żeby móc taki biznes skalować, zwłaszcza za granicą. Jeśli chodzi o tworzenie oprogramowania, czyli naszą silną stronę, za 50 proc. przychodów z jego sprzedaży na świecie odpowiadają USA. Można stworzyć produkt IT, sprzedać go w Polsce grupie klientów i nawet zarobić kilka milionów złotych. Ale żeby były to przychody powtarzalne, trzeba mieć zasoby na ciągłe ulepszanie produktu, najlepszych ludzi, bo konkurencja nie śpi, a czas wprowadzania produktów na rynek niesamowicie przyspieszył. Do tego potrzebna jest skala. Po inkubacji biznesu, a dalej – jego akceleracji, powinno nadejść skalowanie sprzedaży, żeby firma mogła dalej inwestować w rozwój nowych technologii i przetrwała. A jeśli zmienia się dana technologia, firma musi umieć się do tego dopasować. 

Dla powodzenia wielu nowoczesnych produktów trzeba więc mieć wyobraźnię, jak zagospodarować międzynarodowe rynki, ale trzeba też robić to bardzo szybko. Startupy z Estonii, Izraela czy Skandynawii tworzą od razu strategię międzynarodową, zmusza ich do tego skala lokalnego rynku. Warto się od nich tego uczyć. Wymaga to biznesowego doświadczenia, wiedzy o rynku i konkurencyjnych rozwiązaniach w skali międzynarodowej – bo w produktach innowacyjnych, technologicznych często rywalizujemy globalnie. 

A zatem potrzeba więcej wyobraźni?

Potrzeba wyobraźni, wizji, wiedzy o rynku, ambicji, może też odwagi. Ale wyobraźnia jest tu chyba kluczowa. Ona rodzi się z doświadczenia – widzimy, jak robią to inni i to nas inspiruje. Wiele dobrego może zdziałać praca u podstaw – np. spotkania młodzieży licealnej z przedsiębiorcami, także w małych miasteczkach, na wsiach, pobudzanie wyobraźni tych młodych ludzi, aby więcej z nich szło na studia, zakładało własny biznes interesowało się tym, jak zmienia się świat i co jest możliwe. Kluczową rolę odgrywają też studia, czy –pobudzają wyobraźnię, pozwalają uczyć się od skutecznych przedsiębiorców, pozwalają na wymianę doświadczeń i pomysłów ze studentami innych kierunków, wspierają marzenia o podbijaniu rynków i o własnym biznesie – czy nie. Wspólne warsztaty studentów medycyny ze studentami informatyki na temat najnowszych trendów w technologiach medycznych, tzw. med-techu, wspólny projekt rozwoju nowej technologii w tej dziedzinie, może jeszcze student z marketingu pomagający oszacować globalny rynek – takie projekty bardzo działają na wyobraźnię wszystkich stron. Wyobraźmy sobie, że dodatkowo pozyskaliby choć na kilka godzin, nawet przez skype’a, wkład doświadczonego mentora z biznesu, który odniósł międzynarodowy sukces w tej branży. Jeden taki projekt, takie właśnie doświadczenie, potrafi zmienić życie i ambicje zawodowe wielu ludzi.

Wielu startupowiczów postuluje, by to państwo wspierało ich wyobraźnię, uczyło, co dalej robić ze swoim pomysłem. Młode firmy często też upadają, bo nie udało im się znaleźć mentora.

Rola państwa to przede wszystkim stworzenie przyjaznych przedsiębiorcom warunków do funkcjonowania  – np. prawnych czy podatkowych. Tu ważna jest stara zasada, żeby po pierwsze nie szkodzić. Słyszałam ostatnio komentarz praktyka rynku brytyjskiego o tym, jak wiele ich rynek zawdzięcza przyjaznym regulacjom podatkowym, które zachęcają aniołów biznesu i inwestorów typu venture capital do inwestycji w ryzykowne projekty we wczesnej fazie rozwoju – nie tylko te oparte o badania i rozwój, ale wszelkie innowacyjne projekty. Ale państwo czy inne instytucje mogą również pomóc inaczej. Pokazują to przykłady takich krajów jak USA, Korea Południowa, Japonia czy Izrael. W Polsce funkcjonuje już szereg programów wsparcia innowacji – europejskich, rządowych, samorządowych, korporacyjnych. Grupa PFR uruchomiła nawet specjalny portal dla startupów (www.startup.pfr.pl) zbierający w jednym miejscu m.in. informacje na temat wsparcia, jakie mogą otrzymać przedsiębiorcy we wczesnej fazie rozwoju spółek. 

Jako Polska mamy też do zagospodarowania znaczące środki unijne na innowacje, a za sprawą programu PFR Ventures szansę na stworzenie tak potrzebnego dla startupów rynku venture capital. Tylko w tym programie do zainwestowania jest ponad 2 mld zł. Projekty typu venture, czyli we wczesnej fazie rozwoju, obciążone są wysokim ryzykiem. PFR Ventures będzie współfinansować takie inwestycje, dając nawet do 80 proc. potrzebnych środków. Celem jest zarówno zainwestowanie tych środków, jak i zachęcenie inwestorów prywatnych zarówno polskich, jak i zagranicznych, by inwestowali w polskie fundusze venture capital i w polskie startupy. Na tym w ogóle polega misja PFR Ventures: unijne pieniądze przeznaczone na venture capital muszą być inwestowane na warunkach rynkowych, pobudzając prywatną inicjatywę, także inwestorską. Środki te mają służyć stworzeniu rynku działającego na dobrych zasadach, według najlepszych międzynarodowych praktyk, który przetrwa i dalej będzie się rozwijał, także wtedy gdy w przyszłości pieniądze publiczne się skończą. Mam nadzieję, że ich miejsce zajmą środki od prywatnych inwestorów, od korporacji inwestujących w innowacje oraz od polskich inwestorów instytucjonalnych. Dzięki temu więcej polskich zespołów zarządzających funduszami powinno w następnych latach zbudować swój tzw. track record – pokazać, co umieją, zdobyć doświadczenie, aby następnym razem móc ubiegać się o dodatkowe finansowanie od prywatnych inwestorów, także w międzynarodowych instytucjach. Zadaniem PFR Ventures jest też zainteresowanie polskim rynkiem zagranicznych zespołów venture capital; wraz z nimi do polskich startupów trafi międzynarodowe doświadczenie, w tym zwłaszcza umiejętność skalowania biznesów za granicą. 

A co już się dzieje?

W czerwcu PFR Ventures ogłosił pierwszy konkurs w ramach programu PFR Starter FIZ skierowanego do funduszy venture capital inwestujących w innowacyjne spółki w najwcześniejszej fazie rozwoju. To jest największy z programów, z 728 mln zł do zainwestowania,  bo tu są również największe potrzeby. Chodzi o startupy obciążone najwyższym ryzykiem, którym najtrudniej o inwestorów. Konkurs jest obecnie rozstrzygany  – kilkanaście funduszy zaproszono do tzw. procesu due diligence i negocjacji umowy. Tymczasem ogłaszana jest już kolejna runda konkursu. Jak dotąd na rynku funkcjonowało ok.70 podmiotów w różny sposób inwestujących w projekty typu venture, w tym ok. 30 funduszy to fundusze venture capital w sensie instytucjonalnym według definicji Polskiego Stowarzyszenia Inwestorów Kapitałowych. A PFR Ventures, tylko za sprawą Startera, powoła do życia kilkanaście dodatkowych. 

Zainicjowane zostały też nabory do kolejnych programów. Rozstrzygany jest np. ogłoszony kilka miesięcy temu konkurs w ramach PFR Biznest FIZ – dla aniołów biznesu. Są oni bardzo ważni, bo często mają odpowiednie doświadczenie i know-how, najczęściej branżowe lub menedżerskie, czyli są w stanie pomóc młodym przedsięwzięciom w kolejnych fazach rozwoju. Chcą inwestować prywatne środki, a PFR Ventures da im do dyspozycji drugie tyle w formie koinwestycji. Jeśli trzeba wyłożyć 100 tys. zł na testowanie prototypu, od PFR Ventures dostaną 50 tys. I jeszcze szereg zachęt finansowych. Mamy nadzieję, że to pomoże rozbudować rynek aniołów biznesu w Polsce. 

Jest też PFR NCBR CVC. Tutaj PFR Ventures współinwestuje wraz z korporacjami w niezależne fundusze typu corporate venture capital, wyspecjalizowane branżowo, finansujące przedsięwzięcia na nieco późniejszym poziomie rozwoju, kiedy już konieczne są większe środki, np. na komercjalizację, w tym uruchomienie produkcji czy przetestowanie produktu na większą skalę. 

Kolejny program, PFR Otwarte Innowacje, ma dofinansować fundusze specjalizujące się w komercjalizacji wyników projektów typu B+R. Natomiast PFR KOFFI FIZ ma za zadanie dostarczyć funduszom finansowanie na spółki na dalszych etapach rozwoju. 

Programy PFR NCBR CVC i KOFFI nie mają statusu pomocy publicznej. PFR Ventures działa tu jak typowy komercyjny inwestor z prorynkową misją. Teoretycznie może współfinansować do 50 proc. kapitalizacji funduszu, ale spodziewam się, że będą doświadczone fundusze, które zdobędą już częściowo pieniądze od inwestorów, być może zagranicznych, i przyjdą po 20–30 proc., a jeszcze lepiej po 10–20 proc. To by oznaczało, że przynajmniej na tym etapie finansowania rodzi się  powoli całkowicie prywatny rynek instytucjonalny  venture capital. 

Ilu chętnych zgłosiło się do Startera i o ile pieniędzy łącznie się ubiegali? 

W pierwszej turze złożono prawie 70 ofert na łącznie  3 mld zł kapitału. Czyli inwestorzy są. Od tych, którzy podpiszą umowy, PFR Ventures będzie oczekiwać działania wedle najlepszych standardów międzynarodowych. Tak, aby za trzy lata mogli przedstawić kolejnym inwestorom track record potwierdzający ich profesjonalizm i osiągnięcia, i dzięki temu potrafili przekonać inwestorów prywatnych, żeby inwestowali w ich zespoły. Mówi się, że w USA wykształcenie inwestora venture capital kosztuje 20 mln dol., bo często uczy się na własnych błędach. 

Zakładacie, że w ramach KOFFI, a może też innych programów, uda się pozyskać m.in. doświadczonych inwestorów z zagranicy. Z kim zatem rozmawiacie? 

PFR Ventures prezentuje swój program także ludziom z doświadczeniem na bardziej dojrzałych rynkach. To zespoły inwestycyjne z Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Izraela czy USA. Prezentowanie Polski tamtejszym inwestorom to część misji PFR Ventures. Ja również  – jako niezależny ekspert z wieloletnim doświadczeniem na rynkach Europy Zachodniej – wspieram tę misję. Mówimy im o potencjale polskiego rynku, o tym, co tu tworzymy, że naszą ambicją jest, by polski rynek venture capital działał według najwyższych międzynarodowych standardów i warto się naszym krajem zainteresować. Pozyskanie ich kapitału, doświadczenia, wiedzy i sieci globalnych kontaktów dla polskich startupów bardzo przyspieszyłoby rozwój polskiego rynku venture capital i polskich innowacyjnych projektów. Wymaga to jednak co najmniej kilku lat ciężkiej pracy. 

Wielu wybranych przez was inwestorów będzie dopiero zdobywać doświadczenie. Czy to stanowi problem?

Na temat tzw. first time funds, czyli nowo utworzonych funduszy venture capital istnieją ciekawe międzynarodowe badania, zrobione w latach 2000–2013. Wynika z nich, że na rozwiniętych rynkach, gdzie działa wiele doświadczonych funduszy VC, zostały one, pod względem tzw. mediany zwrotów, przegonione przez first time funds. Rynek zmienia się tak szybko i tak szybko tworzą się nowe technologie, że potrzebni są coraz to nowi inwestorzy, żeby ten rynek zasilać. Oczywiście parę z nich spektakularnie przegra, ale będzie też kilka wyjątkowych zwycięstw. 

Te cechy „początkujących” mogą mieć w Polsce ogromne znaczenie. Po pierwsze, zarządzający nimi są głodni sukcesu. Po drugie, mogą zaskoczyć rynek unikalną wiedzą, np. technologiczną, albo odróżniającą się strategią inwestycyjną. Na to liczę. PFR Ventures szuka także takich ludzi i jest gotowe podjąć ryzyko współpracy z osobami z mniejszym doświadczeniem, ale z wizją, wiedzą branżową, silnie zdeterminowanymi i otwartymi na rozwój – własny, zespołu i spółek, których staną się inwestorem. 


Monika Morali-Majkut

Niezależny ekspert i przewodnicząca Komitetu Inwestycyjnego PFR Ventures. 

Posiada 20-letnie doświadczenie w obszarze inwestycji w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej. 

Przez 11 lat związana z Advent International, najpierw w Londynie, a następnie w Warszawie jako Partner i szef Adventu na Polskę oraz członek Komitetu Inwestycyjnego region CEE. 

Wcześniej pracowała jako Principal w Apax Partners w Monachium. Karierę zaczynała w 1997 r. w Berenberg Bank w Hamburgu. 

Wieloletni wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Inwestorów Kapitałowych (PSIK), zasiadała też w wielu radach nadzorczych, w tym grupy MCI Capital SA. 

My Company Polska wydanie 1/2018 (28)

Więcej możesz przeczytać w 1/2018 (28) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ